piątek, 5 czerwca 2015

Camp


Od lewej: Karolina, Karolina, ja, Zuza, Celina

Od 1 do 3 czerwca byłam z klasą na biwaku w Orzechowie (koło Ustki). (Byłam w domku z tymi ze zdjęcia u góry. :p)  Miałyśmy poczet powitalny w postaci robaków, w łóżku (i nie tylko) i kiedy myślałyśmy, że większości się pozbyłyśmy, Karolina (1 od lewej) uderzyła ręką o łóżko, a w górę wzleciało kilku tych naszych małych przyjaciół, co wywołało okrzyki (bynajmniej nie radości). Potem okazało się, że nie mamy prysznica. Jako jedne z nielicznych... Całe szczęście był oddalony o zaledwie dwieście metrów, w lekko rozwalającym się budynku z pająkami i innymi stworzeniami. :) Karolinki skorzystały, a ja i Celina (Zuzy jeszcze nie było) poszłyśmy do innego domku. Nie jestem pewna czy była to dobra decyzja ze względu na to, że kochana Cela zużyła całą ciepłą wodę, a ja mogłam poczuć się jak mors i umyć się w wodzie w temp. -5 stopni. (Pewnie przesadzam ale była lodowata! :O) Trochę pochlipałam i po godzinie, trzęsąc się, udało mi się stamtąd wyjść. Ale nie ma tego złego! Zdecydowanie jestem zahartowana!






Oczywiście wyjazd bardzo mi się podobał! Mieliśmy wolną rękę, nic nie było zaplanowane. Biegaliśmy po lesie wieczorem, aby zdążyć na zachód słońca, schodziliśmy po klifie, poszliśmy na pieszo do Ustki, miałyśmy sesję na plaży, piknik w nocy na środku ośrodka, integrowaliśmy się z nauczycielkami (grając z nimi w Party Time - polecam! :D) i sobą nawzajem... Było dużo radości, śmiechu ale też trochę płaczu... Zdecydowanie były to niezapomniane chwile, które jak maniak, próbowałam jak najlepiej uwiecznić. :) A teraz kilka zdjęć z plaży, które nadają się do udostępnienia (spośród dosłownie 500 innych, które nie mogą ujrzeć światła dziennego :p).








ph. ja, Gabryś :)